„Lets suppose that you were able every night to dream any dream you wanted to dream, and you would naturally as you began on this adventure of dreams, you would fulfill all your wishes. You would have every kind of pleasure, you see, and after several nights you would say, well that was pretty great, but now lets have a surprise, lets have a dream which isn’t under control. Well something is going to happen to me that i don’t know what it’s gonna be. Then you would get more and more adventurous, and you would make further and further out gambles as to what you would dream, and finally you would dream where you are now.”
Zdjęcia tradycyjnie zacne, szczególnie wertikale podziurkowane jak taśmy pamięci z Odry, Fujifilm w którym siedział pewnie opalony PedroKodak, paprocicień, dziwią te kraty mocarne w oknach jak i pętla autobusowa na pustyni Karakum titum titum (śpiewałeś to?), no i przyjemny industrial kolejowy
Co do tekstu otwierającego post – nie miałbym nic przeciwko przeżyć ten spełniający się sen i zaczekać czy na pewno znudziłby mi się a nawet wtedy miałbym kilka scenariuszy w których byłbym szczęśliwszy niż bez władzy wszechmogącej…
ja ten tekst rozumiem tak, że właśnie cały czas jesteśmy w takim śnie, że mimo iż nie pamiętamy tych wszystkich świadomie sterowanych przygód, nadal mamy szanse je mieć. Mamy szanse, bo jesteśmy, bo mamy szczęście świadomości…. (i w sumie nieszczęście, kiedy patrzę na mój znikający kaloryfer a pojawiający się w jego miejsce balon ;D )
ewolucja ciepłownicza – zaminiłeś kaloryfer na bojler 🙂 wiem bo ja też 😀
A może to przejście między super sterowanym, bezpiecznym, przyjemnym snem a czasem gdzie pewne rzeczy cie zaskakują to nasz moment przyjścia na świat. Nasz poród. Nasze zaskoczenie tym chłodem, obowiązkiem oddychania, ale i przyjemnością patrzenia i bycia przytulonym … ?
będę chciał wrócić do tej myśli nad mezuzą, jesli sie uda, dam znać gdziem z tym doszedł