niedziela. wieczór, noc prawie. miałem po prostu wypocić kilka kilometrów na rowerze. przy pierwszej stacji jednak złowił mnie w swe promienie księżyc taki, że cały czas siedział mnie na karku i nie pozwalał rozpędzić za bardzo. kląłem wówczas pod nosem musząc przystanąć i zrobić z nim zdjęcie, pochwalić go, że tak ładnie świeci. pyszny dziad! mamrotał coś ciągle.
Korzystając z okazji, czynię specjalną dedykacją dla Bartka i Kasi. moi kochani!
Bardzo nam miło Grześ, co za niespodzianka! Dzięki
obiecałem prze ciesz!
„prze ciesz” to, biorąc na mój chłopski acz wrazliwy rozum, brzmi jak „pro radości”, „ku uciesze”…
a nauka równie pozytywnie interpretuje: «przedrostek intensyfikujący znaczenie przymiotników, np. przecudny, przemiły, przenajświętszy» – czyli obiecałeś przeradość, przeuciechę, cieszym się przeto i dziękujem w radości nieskończonej się pławiąc, jednako czujnym pozostając a oczy wlepiwszy w monitor wypatrujem kolejnych postów co głód bezdenny omamić choć chwilowo raczą 😀