nie pamiętam jak tam trafiliśmy za pierwszym razem.
To miejsce bardzo wysokoenergetyczne. Zwałka nadkładu znad okolicznych złóż rud żelaza tworzy mistyczny obiekt. Samotne wzniesienie pośród okalających płaskich lasów.
Nie ma odstępstw od pojmania.
Góra częstuje swoim urokiem, zwłaszcza w okresach przejściowych. Na południowym zboczu lód bardzo głębokich kałuż spotyka się w pokorze z ostrymi promieniami słońca. Przemian fazowych można dotknąć, a gdyby przechylić głowę na północ można wręcz je usłyszeć. Gdyby usnąć nieco, na brzegu zamarzniętej kałuży na Starej Górze z półotwartym okiem, można przeżyć swoiste auralne katharsis, synchronizując je z osobistym pojęciem uniwersalnego dobra.
Woła, ale nie krzyczy. Otwiera.
coż za piękny czas był wtedy od świtu do zmierzchu a nawet ciut zahaczając o dzień nastepny… dzięki
PS. dopiero wczoraj wyrzuciłem z plecaka resztki suszonych łodyg kopru włoskiego, pozdrawiam ciule – chrustowy z parciem na aromat i relaks
PS II Z nieznanych przyczyn nie pojawia się moje „polubienie” tego artykułu i wygląda jakby ino niestrudzona Strz go lubiła, cóż, ma najwyraźniej chody w łordpresie