wziełem, tak wziełem, po chamsku, ordynarnie, bez ostrzeżenia. wziełem i rozpierniczyłem kuchnię mojego taty. obdarłem ze skóry, do samiuśkich kości. elektryczne arterie wyprułem z próchna ścian. ja, szkodnik.
Category Archives: trip
zły tomek
bezprecedensowy przypadek:
sowa
jezu jaki film obejrzałem przed chwilą! jakiś taki jestem skostniały. trochę zdjęć zapuszczam poniżej:
mekit bera
nie było mnie w domu dwa dni. trzy prawie. koty takie stęsknione że siedzą mi na głowie obydwie już godzinę. w „więcej” zamieszczam paręnaście zdjęć wykonanych w czasie podróży powrotnej z pracy do domu w piątek oraz z łikendowego pobytu w Krakowie. uzależniony jestem od fot na maksa. w końcu trafiła mi się okazja zmiażdżyćCzytaj dalej „mekit bera”
szmelcowaty
szmelcowaty jest jednak ten mój aparat seagul. wiem że po chińszczyźnie niewiele się można spodziewać, ale serio, Start ma lepsze szkło i ładniejszy bokeh. połaziliśmy kiedyś z baranem po starych dobrych kamieniołomach. marta w tym czasie manipulowała pilotem. i ogólnie lenistwo i anomalie ogodowe
krak
znów krak i stara dobra AGH. opieka nad niepełnosprawnym chemia UJ bibeloteka nuda panie. nic sie nie dzieje. tylko zboczone myśli chodza po głowie.
zaległości
parę fotek z wypadu do radoszyc oraz samotna podróż przez las w czasie syberyjskich mrozów:
dewiacje na tle turystycznym
ludzie jeżdą tysiące kilometrów w poszukiwaniu niezapomnianych wrażeń i przygód. wydają walizki pieniędzy, na sprzęt do nurkowania, na opłatę za wejście na everest czy inny pagórek, na motor co nim azję całą przemierzają, na dziwki na filipinach wydają też, albo na skręty na jamajce i na różne inne straszne rzeczy. tfuuu jasne że im zazdroszczęCzytaj dalej „dewiacje na tle turystycznym”
samotność niskich temperatur
nie ma wiatru, jest niedziela. słychać mój oddech i daleko pies ujada. kot śpi na portierni przy piecyku ani go nie słychać, ani nie widać. tylko wiemy, że jest.
katłok
Jaka niunia śliczna, wariatka 🙂
zawsze do usuk
tak mie coś szarpło nagle w sobotę wieczorem niepokojem. mówie: trzeba zadzwonić do barana. umówiliśmy sie na rano na spacerek. pogoda była tak piękna, że miasto wyglądało jak po przejściu jakiejś zarazy, sześć razy w te i spowrotem. popijając kawę w jakiejś kawiarence dla staruszków zgodnie zwróciliśmy uwagę na brak w menu czegoś co przypominałoby mięso.Czytaj dalej „zawsze do usuk”
przecież ja jestem jego kolega tak samo jak on jest mój..
to jest właśnie ten belejaki przechodzień co kupił płaszcz tamtego gościa za 250 złoty. od razu wiadomo o co chodzi i nasze zdziwienie przemija. prawda? 😉