i dziś powietrze było bardzo nośne. to taki stan kiedy człowiek, osobliwie może przyjąć, że podróżuje w czasie. ja, na przykład, dzięki zapachowi bzu, przemknąłem przez moje nastoletnie zakochanie, po czym woń jakiejś grochówki wrzuciła mnie na ułamek sekundy na obozy harcerskie. Dalej, mokry asfalt, zwiastujący oczyszczenie, wyświetlił mi kilka trudnych chwil i dalej zapach lasu i niespodziewanie poziomek lub innych owoców przypomniał o młodocianych szabrach w ogrodzie sąsiada. co to się działo…
są zapachy ktore szczegolnie zaginają czasoprzestrzeń: tytoń w fajce, magiel w piwnicy, bez (też tak mam), konwalie, palone liście (klonu, żeby nie było), zgaszony knot, spaliny z dużego fiata (ale jak dużego, większego od multipli? – tak, germański kurwa oprawca!), chlor z basenu, palona saletra, miks florystyczny czyli papierosy i frezje, zapach pod oknami Jasia i Małgosi przy Żeromskiego, kadzidło w kościele, lotiony praktycznej pani, pasta wtarta w parkiet szkoły im Marii Konopnickiej (tu się zacząć musiała sumpatia do zielonego, cóż za nazwisko i imię przepięknie skomponowane!), warsztaty PKS, smary w Iskrze, nagrzane wnętrze Berlieta, świeżo posadzone graffiti, odór sraczy w tunelu, wnętrze nowego Twingo…
a co dziś małolaty zapamiętają jestem ciekaw, może chociaż popkorn z kina…